Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpatrzeć mógł Płaza. Gmach był bardzo obszerny, na pół kolumnami przedzielony, w którym z jednej strony siedzenia wygodne dla gości stały, a oddzielnie dla króla i jego rodziny. Poza kolumnami zaś i zasłoną, która teraz podniesioną była, w górę aż do dachu, w dół aż do piwnic schodziły dziwnie poustawiane wschody, windy, drabiny, rzeźbione i malowane drzewa, ganki, galerye różne. Ponad głowami na sznurach zawieszone były obłoki. Mnóstwo niezrozumiałych różnych przyrządów teraz w nieładzie zapełniało scenę.
— Trupa tu tylko oglądacie — odezwał się ożywiony Bielecki — bo to teatrum jest, które widzieć potrzeba, gdy je tysiąc świec i lamp światłem obleje, gdy muzyka na galeryi stanie a włoscy śpiewacy wystąpią, którzy razem i gardły i nogami się popisują, a około nich na rozkazanie noc i dzień, burza i pogoda, i prawe cuda się dzieją. Gdy grają Dafne w drzewo przemieniona, widzieć potrzeba, jak się ona śpiewająca nagle obraca w laur... Ale któż to opowie. Capellę samą słuchać, chyba aniołowie w niebiosach śpiewać tak mogą.
Jam tu oglądał i piekło i morze burzliwe z syreny pływającemi a śpiewającemi, z okręty żeglującemi, i obłoki piorunami ziejące.
Płaza stał, patrzał, choć tu niewiele mógł zrozumieć, a Bielecki mu opisywał jako mógł,