Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie próżnuje, bo cały dzień się u niego pp. senatorowie mieniają.
— A cóż doktorzy na tę chorobę mówią? — zapytał Lasota.
— Obiecują polepszenie — dźwigając ramionami rzekł Bielecki — ale z nich najrozumniejsi niewiele znają. Król już zdawna ma to choróbsko w nogach, a roztył się i rozlał ogromnie. Przytem mu się żenić zachciało — dodał Bielecki. — Zacny a dobry pan, bohater wielki, rozumu Pan Bóg mu nie poskąpił, mógłby światu panować, a jak Salomon słabym jest dla płci białej.
Bielecki nie widział potrzeby czynić z tego tajemnicy; cała Warszawa znała te miłostki pańskie, które za Cecylii Renaty cokolwiek się na czas pohamowały, a teraz rosły znowu jak za pierwszych czasów młodości.
— Conajgorzej — mówił dalej szafarz królewski — iż mu coraz świeżej potrzeba, niestateczny jest.
Królowę nam już nową wiozą z Francyi, której konterfekt widziałem, cudna jest, a tu dotąd miejsce dla niej nieopróżnione... no? i na dwoje wróżą jeszcze czy z królową żyć bardzo będzie czy nie, bo tu są tacy, co z jego słabości korzystają. Nieradzi gratkę puszczą.
Zmilczał chwilę dosyć gadatliwy Bielecki, ale że mu gościa czemś zabawić było potrzeba, uśmiechając się ciągnął dalej.