Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cudownie. Niekiedy tylko klątwa jaka lub wykrzyknik nałogowy jak owe: Uhu! przed gospodą wyrywały mu się mimowolnie. Słuchał w ulicy rozmów i brzmiały mu one niewstrętliwie, jak się spodziewał, ale miło i swojsko. W ludziach też nawet co mu się wydawało dziwacznem i śmiesznem, pociągało go jako stare, znane i zakryte tylko a zatarte.
Sam do siebie w myślach nawykł był mówić po kozacku, tu się już chwytał na polskich. Poruszał ramionami i litował się nad sobą.
Nie rozumiał co to znaczyć miało. Dziwnym też fenomenem, który się przytrafia tym co po długiem wygnaniu pomiędzy swoich powracają, mnóstwo twarzy, fizyognomij, głosów, ludzi znajdował podobnemi do dawniej znanych, iż gotów był witać jak starych znajomych.
Bielecki żywo mu krakowskiego kupca jakiegoś przywodził na pamięć, dworska panienka poznana wczoraj własną żonę, Gurlecki dworzanina królewskiego, z którym był w przyjaźni. Mnóstwo takich typów zapomnianych w ulicy spotykał i nie mógł utaić przed sobą, że mu one przyjemne czyniły wrażenie. Jest to przymiotem przeszłości czy miłej, czy bolesnej, że raz umarłą stroi się dla nas w uroki, jakich nie miała żywą, tak jak umierający na twarzy zwykle wyraz błogiego ukojenia zyskują, choćby konali w boleści. Gdy teraz na myśl znowu przychodziło mu życie