Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaznem okiem patrzą na Polaków, którzy się tam rozsiedli.
— Tem lepiej — zamruczał król — będę w nich miał oręż dzielny przeciwko szlachcie.
Marszałek zaczął głową potrząsać.
— Lepiej nie mówmy o tem — szepnął.
Władysław począł się, mrużąc oczy, uśmiechać.
— Mój Adasiu — rzekł — polityka jest polityką. Znasz Włochy, czytałeś ich rozumnych mistrzów. Trzeba się posługiwać takiemi środkami, jakie są najdzielniejsze, inaczej nie dojdzie się do niczego prócz tych zawodów, których ty się lękasz. Audaces fortuna juvat, chcę być zuchwałym, inaczej... smutna rola. Zygmuntkowi nie mogę zostawić takiego państwa rozkiełznanego, chwiejącego się na niepewnych podwalinach, jakie ja wziąłem po dobrym ale nadto łagodnym ojcu.
— Wiesz — wtrącił Kazanowski — już cię oskarżają, że syna twego chcesz za życia uczynić swym następcą.
— Dlaczegóżby nie? Wszak Zygmunt August został nim za żywota ojca?!
— A! to była dynastya — wtrącił Kazanowski.
— Alboż elekcya nie może się odbyć za mojego życia? — począł król ożywiając się. — Powiesz mi, że prawo się temu sprzeciwia, ale