Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/068

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    wiek się zapomniał. Byłby tak może za długo pozostał w tem zdumieniu, gdyby zcudzoziemska ubrany bardzo wytwornie młodzieniec nie przystąpił do niego z pytaniem:
    — Czego waszmość sobie życzycie?
    Zawahawszy się nieco, rzekł Płaza:
    — Z JMością panem kanclerzem widzieć się muszę.
    Uśmiechnął się pytający.
    — Nie może to być — rzekł — dopóki kanclerz nie rozstrzygnie, czy wam posłuchanie dać zechce, a na to potrzeba, aby wiedział sprawę, która was tu sprowadziła. Czas mu drogi.
    Płaza skrzywiony podniósł wzrok swój przenikliwy ku mówiącemu i rzekł bez uniżoności, jakiej się może młodzian spodziewał:
    — Są przecie sprawy, których się nie zwierza — rzekł — a takie tylko samemu panu do ucha należą. Właśnie też moja taką.
    Namyślił się nieco.
    — Jeśli to wasza rzecz rozstrzygać lub kanclerzowi podawać wiadomość — dodał — chciejcie powiedzieć, że z listami przybył ktoś od kresów, ale ich nikomu nie wręczy tylko samemu JMości.
    — Chodźcież za mną — odparł młodzian poważniejąc.
    W milczeniu pominęli pierwszy ów gmach od czoła i zeszli ku ogrodowi, wśród którego stał