Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pościeli wstawał, a tego dnia może, nie chcąc się spotkać z królową, umyślnie zależał.
Po kilkakroć czeladź swą posyłał z niecierpliwością dowiadywać się czy wszystko było w gotowości do wyjazdu, zdawał się przynaglać, aby od ciężaru tego uwolnić.
Tymczasem biskup raniutko mszę odprawiwszy w kościołku, nim królowa wyruszyć mogła, zjawił się we dworze i wszedł niezapowiedziany do sypialni królewskiej.
Idąc do niej przez otwarte okna mógł słyszeć jęki i płacz biednej skazanej, dla której oddanie Witoldowi było śmierci wyrokiem.
Wzruszył do aż do gniewu niemal nielitościwy upór króla.
Nachmurzony, z brwiami ściągniętymi przystąpił do łoża Jagiełły... Tuż było okno, które ruchem ręki otworzył gwałtownie.
Wśród chwilowej ciszy, płacz i zawodzenia Sonki i jej dworu słychać było wyraźnie.
— Słuchaj, miłościwy panie — zawołał — tych jęków i płaczu. Twoje okrucieństwo je wyciska... Królowa, żona twoja, łzy leje skrzywdzona i osławiona przez ciebie... Lękasz się uroków, złego oka i czarów, a sądzisz, że Bóg ci tego nie policzy i nie ukarze... Łzy padają na szalę grzechów twoich...
Król podniósł głowę, słuchając osłupiony. To porównanie łez do czarów, których się oba-