Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 280.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyspowiadać naprzód wszystko przed swym pasterzem, który mu usta zamknął stanowczem.
— Wiem o wszystkim, miłościwy panie. — Spojrzeli sobie w oczy, Jagiełło nie wytrzymał wzroku, upokorzony siadł na ławie.
— Stało się wielkie złe — odezwał się biskup chłodno — potrzeba je naprawić.
— Królowa jutro wyjedzie na Litwę — odparł Jagiełło. — Odsyłam ją Witolowi.
— Zapisalibyście wyrok na siebie nie na nią — odparł Zbyszek powolnie. — Mam nadzieję, że się to postanowienie zmieni.
— Nigdy, nigdy! — wyjąknął król pospiesznie.
— Zatem i tego, któremuście chcieli zapewnić koronę — rzekł biskup — należy odesłać Witoldowi i wyrzec się jej dla krwi waszej... Sromota padnie na dziecię, na was, na to królestwo wasze, a sromota niezasłużona, kara bez winy, bo królowa jest niewinną.
Zerwał się król z gniewem wielkim.
— Jakto, niewinną! Są dowody!
— Żadnych niema! — odparł śmiało biskup. — Widziałem ochmistrza królowej, męża nieposzlakowanej czci, który przysięgą gotów jest zupełną niewinność spotwarzonej nieszczęśliwej pani stwierdzić.
— Tak — wybuchnął Jagiełło — umiała was