Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potakiwać nie będzie i nie pochwali tego co się stało.
Rozpoczął marszałek od sprawozdania ze swojego posłannictwa, w niem już dając czuć, jak było niesprawiedliwem oddać na łup Witoldowym gniewom sługi królowej, uwięzić komorników, uczynić wrzawę i rozgłos, gdy wina była niedowiedzioną i nieprawdopodobną.
Jagiełło porwał się tłumaczyć i gwałtownie nastawać. Nie ustąpił marszałek.
— Królowa jest w Medyce — rzekł — i nie ruszy się do Krakowa, dopóki nie zobaczy z miłością waszą.
— Ja jej widzieć nie chcę! — zawołał Jagiełło.
— Gwałtem się wywieźć nie da — odparł Zbigniew — a ma słuszność, miłościwy królu. Winniście ją wysłuchać. Możesz to być, aby oskarżonej tłumaczyć się nie było wolno? Witold stał się jej nieprzyjacielem dlatego, że mu w jego zamiarach dopomagać nie chciała. On tę potwarz ułożył i przysposobił.
Wtem król przerwał gniewnie:
— Nie chcę jej widzieć, słuchać nie chcę! Winną jest... winną... nie mówcie za nią.
— Miłościwy królu, ja nie za nią, ale za wami mówię — odezwał się Zbigniew. — Mam to przekonanie najmocniejsze, iż jest niewinną i niepoczciwie oszkalowaną. Nietylko ja, ale wszyscy