Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 241.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosiło radości Jagielle, znosił zawsze od niego wymówki, walka była nieustająca.
Nikt się nie mógł domyślać o co chodziło, lecz z samotnej przejażdżki, w której nikt im nie towarzyszył, wnoszono, że sprawa ważną być musiała.
Panowie polscy towarzyszący Jagielle, kapelan jego, pisarz, łowczy, komornicy, spoglądali na pana, który wczoraj jeszcze tak był wesół, z politowaniem.
Przy ludziach nie mogąc mówić więcej o tem Jagiełło, zostawiony sam sobie z tajemnicą, która mu ciężyła, naprzemiany to się burzył i zemsty pragnął, to rozważał czy Witoldowi, który już niejeden dał dowód niechęci dla Sonki, zupełną mógł dać wiarę.
Przyrzekł mu w pośpiechu wszystko, zdał się na niego, teraz rozważał, jak to miał dokonać co między niemi umówionem było? Potrzebował oprócz Witolda rady i pomocy czyjejś, a tej napróżno szukał koło siebie...
Sam jechać do Krakowa, aby spełnić wyrok, nie mógł. Znał nadto dobrze samego siebie.
Potrzeba było spiesznie wyprawić zaraz kogoś z rozkazem uwięzienia dwóch kobiet i odesłania ich Witoldowi, a więc zwierzyć się z całej tej sprawy, którą Jagiełło rad był osłonić tajemnicą? komu?