Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wymożesz wyznania. Umrze a nie powie nic. Sługi jej wyśpiewają mi wszytko...
Tylko nie wydaj się zawczasu!...
Jagiełło już był pod władzą brata, chwilę krótką burzył się i walczył, teraz poddawał się wszystkiemu czego on mógł wymagać.
Witold też uczuł, że zapanował nad nim.
— Niczyjej oprócz mojej pomocy ci niepotrzeba — rzekł — ja biorę sprawę na siebie. Sonki ani puszczaj na oczy, łzami cię zmiękczy, okłamie bezwstydna... Imiona winowajców ja ci dam, nie przebacz żadnemu. Głową powinni nałożyć dla czci twojej.
— Pójdzie to po świecie... na srom mój — jęknął król — nie zataić tego...
— Nikomu to nie tajne już oprócz ciebie, nie masz co oszczędzać sławy straconej. W Krakowie na ulicach palcami jej ulubieńców wytykają. Znają ich wszyscy...
Przykładnej kary trzeba.
Król milczał, zatrzymał konia, jakby ku zamkowi chciał zawrócić, ale Witold jechał dalej.
— Mamy jeszcze do mówienia wiele — odezwał się — a ty ochłoń, aby gdy powrócimy, twarz cię nie zdradziła. Jedno słowo niebaczne, a słuszna pomsta się nam z rąk wyśliznie. Sonka jest zręczną, na złodziejach czapka gore... Roz-