Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 217.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giem, wystawiał przed ludźmi ze zgrozą, jako występne jakieś zaloty.
Niewpuszczany na pokoje, Odrowąż miał zwyczaj w czasie tych wieczornych zabaw i śpiewów, podkradać się podedrzwi i chwytać co mu doszło do uszu, aby potem z tego tworzyć niegodziwe potwarze.
Dopatrzono tych podsłuchów, Kaśka i Elża Szczukowskie skradły się po cichu i złapały go na gorącym uczynku. Na ich okrzyk wypadł Hincza Jaszko z Koniecpola, dwóch Szczekocińskich i przytrzymanego Strasza nietylko obili, ale go ochmistrzowi Malskiemu zaskarżyli. Sprawa się z tego wywiązała przykra dla Strasza, który musiał w zamkowej kunie odsiedzieć karę.
Zwiększyło to jego złość i wyszedłszy z zamknięcia, za wstawieniem się królewnej, poprzysiągł głośno:
— Będą mnie oni znali, nie będę żyw jeśli nie posadzę ich wszystkich głębiej niż ja siedziałem i na dłużej. Pozna mnie i Rusinka, której stary mąż się naprzykrzył i młodych sobie szuka do zabawy.
Poszły więc zaraz donosy na Litwę do Witolda, ale przez drugich podawane nie obudziły wiary w wielkim księciu. Kazał się Straszowi stawić samemu z tem co przeciwko królowej miał.
Chwila była nadeszła, w której gniew na