Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Idż mi zaraz weź Helusię Kotkę do tańca, to ci się głowa zawrócona wyprostuje...
Hincza posłuszny od krzesła pobiegł, ale tuż miejsce jego zajął Jaszko z Koniecpola. Ten mówić nie śmiał, czekał na rozkazy. Królowa pożartowała z niego, że nie wie jaką ma wybierać, i radziła mu Elżę, on się od wszelkich wypierał.
Wieczór tak przeszedł cały, lecz Sonka już do tańca się nie dała wyciągnąć. Femka, która coś posłyszeć musiała, radziła jej być ostrożną.
— Złe języki jak żądła kolą — szepnęła jej z rana. — Dobrze się poweselić, ale strach, by potem nie płakać.
Przestroga ta nie uczyniła wrażenia ni skutku. Sonka czuła się w duszy niewinną, a trochę roztargnienia dni jej długie samotności skracało. Jagiełło rzadko siedział w Krakowie, królowę mało kto nawiedzał, mogłoż jej to być poczytanem za winę, że kazała czasem zaśpiewać, że komornikom pozwoliła się w swej przytomności zabawić z dziewczętami, a niekiedy i sama, zapominając trosk, uśmiechnęła? Weszło w zwyczaj wieczorami u Sonki zbierać się dworowi, do którego niekiedy i obcy się przyłączali.
Nie czyniono z tego tajemnicy.
Królewna Jadwiga ani razu nie dała się ściągnąć do macochy — chorą się opowiadała lub wprost odmawiała. Strasz tymczasem szpiegował, i spoufalenie się dworzan, których był wro-