Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

on dziwne rzeczy o tem, co się tam dziać miało. Ze zgrozą powtarzano, iż królowa z Hinczą poszła w pląsy i że wszystka młodzież tak sobie tam poufale poczynała, jakby łask Sonki i bezkarności najpewniejszą była.
Ziściło się co Hincza sobie obiecywał, a Kraska u starej pani wymodlił. Królowa nie opierała się temu, aby dwór znowu się zabawił i ją rozweselił.
Drugiego wieczora poszło wszystko gładziej i łatwiej, śmielsi byli chłopcy i dziewczęta, a i królowej nie wydawało się to dziwnem ani zdrożnem, że ze swoimi komornikami poufale rozmawiała i ci jej prawili słodycze...
Wśród tych pustych rozmów mogła na chwilę zapomnieć o tem, co jej groziło, co przecierpiała i jakie ją próby czekały jeszcze...
Hincza ile razy tylko mógł znajdował się za krzesłem swej pani, nie zważając na to, że go nią prześladowano i że dawał tem powód do nowych posądzeń.
Królowa widząc go na straży stojącego, odwróciła się pytając:
— A czemuż wy sobie nie dobierzecie pary? Dziewcząt siła przystojnych jest, i nie jednaby wam może była rada... No? przyznajcie mi się, któraż z nich wam najmilejsza? Kaśka i Elża obie hoże!
Hincza się skrzywił.