Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wnej, która męczennicą być chciała i umyślnie się nią ukazywała przed ludźmi.
Gdy szła do kościoła, gdy ją wywożono na przejażdżkę w okolicę, umyślnie kładła najniepozorniejsze szaty, ubierać się nie chciała, okazywała twarz smutną. Zdawała się mówić tym co ją spotykali:
— Patrzajcie jak się to zemną obchodzi macocha...
Dwór jej w tem potakiwał i dopomagał, a Strasz po mieście roznosił wiadomości o okrucieństwie macochy, które litość wzbudzały... Mało wreszcie Sonka i jej przyboczna służba zwracała uwagi na to, bo poradzić nie było można, a wszelkie usiłowanie pojednania jeszcze niechęć wzmagało... W dziecku sierocie wyrobił się charakter zgryźliwy i w sobie zamknięty — królowa zbyt była dumną, aby czując się niewinną, upokarzać się chciała przed dziewczęciem.
Zapowiedziana zabawa, którą i młodzież i panny przyspieszyć się starały, przyszła do skutku.
Królowa wyszła smutna z początku, chcąc być tylko świadkiem, jak się jej dwór zabawia. Siedziała nie mając żadnego udziału w pląsach, i ledwie odpowiadała na zadawanie pytania. Ale ta atmosfera wesela, młodości i pieśni, odżywiła w niej dawną żywość, krew uderzyła do serca... Śmiały się jej wszystkie oczy i twarze... Dziew-