Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił ich samych... Księżna do Trok uszła przed nienawistną mężowską siostrzenicą.
Nim powietrze ustało, nim powrócić było można, wiosna się zbliżała. Między Witoldem a Jagiełłą rozdrażnienie i gniewy były coraz większe... Drobna okoliczność rozżarzała niechęć. Książe obstawał koniecznie, aby Krzyżakom lichy młyn Lubicki ustąpić, dlatego że on go dla nich żądał, Polacy nie chcieli dać, bo panował rzece, która czasu wojny znaczyła wiele... Witold brał to za osobistą urazę, że jego prośbę odrzucano. Odgrażał się i sarkał...
Niewidząc go, musieli królestwo opuścić Litwę, a na pociechę Jagiełło ruszył do Białowieży, na żubry i niedźwiedzie... Królowa musiała wprost jechać do Krakowa, gdy na drodze napędził ją goniec z wieścią smutną. Uganiając się zapalczywie za uchodzącym niedźwiedziem król w puszczy nogę złamał. Powieziono go do Lubowli i Krasnegostawu leczyć i spoczywać, ażby znowu powstać mógł...
Pomimo wieku, podniósł się rychło choć o kiju i po przewodach królowa wiadomość miała, że przez Mazowsze zdążał do Łęczycy, gdzie zwołana szlachta miała domagać się od niego potwierdzenia swych przywilejów...
Czasu pobytu w Wilnie królowa miała porę rozmyślać nad tem, co Witold jej mówił o królowaniu w Polsce. Pamiętała te słowa szyderskie