Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzucali, Mazowieccy rządzą się jak chcą. Szlązcy po swojemu. Trzebaby im żelaznego męża i dłoni żelaznej, a oni już ich nie zniosą.
Tyś Rusinka, jam Litwin... co nas obchodzi to niesworne mrowisko?
Sonka słuchała spokojnie.
— Sami widzicie, że z wami trzymać nie mogę — rzekła — bom ja polską królową, a i wy nie powinniście zapominać, że z ręki Jagiełły trzymacie Litwę...
Witold zbladł i stanął drżący.
— Ja?? — zakrzyknął — trzymam ją z ręki Bożej i tak silnie, że mi jej nikt, i Jagiełło ze wszystkiemi swemi Polakami nie wydrze.
Rozśmiał się dziko.
— Przyjdzie godzina, gdy ten sojusz do czasu cierpiany zerwać będę musiał i zgruchoczę te więzy... Do sprawy przyszłego wielkiego państwa Ruskiego i Litewskiego, tyś mi powinna była służyć, na tom cię uczynił królową, pamiętaj, że tak samo i zrzucić cię z tronu potrafię...
Witold uniósł się gwałtownie i sam postrzegł, że puścił cugle roznamiętnieniu. Zamilkł starając się wzburzenie ukołysać. Sonka milczała z oczyma spuszczonemi.
— Grozicie mi przyszłością — odpowiedziała po namyśle. — Ona jest w ręku Bożem nie waszem. Na to co dokonać chcecie, więcej niż je-