Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królowa. — Co mnie spotka, z tem się rozprawię, ale Witoldową służebnicą, królowa polska nie będzie nigdy!
Kniaź Jerzy posłyszawszy ten wyrok, spuścił głowę.
— Podumajcie no, podumajcie — rzekł po chwili. — Ja was takiego dnia uroczystego nie chcę trapić, a radzę, podumajcie! Znacie Witolda. Siedzi daleko na Litwie, nie ma go tu, bezpieczni się czujecie od niego... a gdy zechce... tak was potrafi zrzucić, jak podniósł..
Sonka spojrzała pogardliwie na kniazia.
— Jego słowa powtarzam — dodał... Znajdzie drogę i do serca Jagiełły, aby wam je odebrać, i to tych co wam tu służą, a wy wiecie najlepiej, że uparty i mściwy jest...
Rozśmiała się młoda królowa.
— Mściwą ja nie jestem jak on, ale upartą tak samo — rzekła. — I jak jego, mężną mnie Bóg stworzył. Myślicie, że nie widzę niebezpieczeństwa i nie wiem co mnie spotkać może? Wszystkiemu wierzę, ale wszystko przetrwam...
Pierś jej poruszać się zaczęła coraz mocniej i oczy pod brwiami zmarszczonemi zabłysły ogniem.
— Byłabym podłą, gdybym groźbom uledz miała. Witold mógłby mnie był może powolniejszą uczynić, gdyby nie obraził rozkazywaniem...