Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wy ją i bez gwiazd odgadnąć potraficie — rzekł Mielsztyński.
— A gdybym zgadł, myślisz, żebym ją w świat rzucił? — rzekł Ciołek.
— Cóż o naszej królowej mówicie? — trochę niechęci zdradzając tonem odezwał się Mielsztyński.
Ciołka twarz oblała się rumieńcem.
— Tyle tylko — przerwał żywo — że królową godna być! Sama piękność ją nią czyni...
— A nasz stary pan przy niej?
Podkanclerzy brwi podniósł i oczy spuścił.
— Cóż rzec? szczęśliwy, i po wszystkiem — zakończył Ciołek...
Nie mogąc z niego nic po swej myśli wyciągnąć, Mielsztyński szepnął coś o Barbarze. Podkanclerzy okiem mruknął i uśmiechnął się.
— Lepiej dobranego małżeństwa nad te — rzekł — od stworzenia świata nie było... Ambo meliores. Onaby wszystkich mężczyzn rada mieć, a Zygmunt wszystkie niewiasty, byle nie ją!!
Śmieli się oba. Rozmowa cichemi szepty się skończyła.
Uczta też już musiała ustąpić przygotowującym pląsom, do których grali fleciści i serbowie...
Młodzież ruszyła się z miejsc, stoły pustoszały...