Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jasny dzień wstał nazajutrz, a choć zwykle w porze tej najsroższe u nas panują mrozy (Luty), powietrze jak w sobotę było łagodne...
Podwórce zamkowe od rana lud napełniał, bo kościół mało mógł objąć, i to tylko wybranych między najdostojniejszymi. Zrana przypomniano sobie sierotę...
Jadwiga i na samej koronacyi być nie chciała, ani się spodziewała, ale ochmistrz królowej przyszedł z jej polecenia zaprowadzić sierotę do ganku nad zakrystyą, z którego mogła wszystko oglądać.
Salka i parę służebnych dziewcząt ciekawych, którym chciało się bardzo widzieć uroczystość, tylu królów i książąt, biskupów i prałatów, rycerzy i młodzieży, niemal gwałtem ją pociągnęły z sobą.
Przepych dnia tego gasił poprzedzający... Zamkowy kościół cały tlał złotem, świecił klejnotami, i wśród obłoków kadzideł, jak jakieś nadziemskie zjawisko migał przed załzawionemi oczyma dziewczęcia.
Co miała Polska i sąsiednie kraje najdostojniejszego, gromadziło się tu wszystko do koła sędziwego Jagiełły.
On sam, pomimo wstrętu swego do stroju, na ten dzień wielki musiał przywdziać sobole i aksamity. Wesół zarazem i znużony się wydawał.
Królowa choć blada od wzruszenia, zachwy-