Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Działo się to gdy już Eryk król duński i szwedzki, przejechawszy przez Polskę bez żadnych poręczeń i zabezpieczeń dla odwiedzenia Zygmunta, przybył do Krakowa i siedział na Wawelu na górnem piętrze, którego jedna izba długo się potem od imienia jego zwała.
Wśród panujących owego czasu, równie jak Zygmunt Luksemburczyk, był on niezwyczajnym zjawiskiem, które nieskończona tylko rozmaitość charakterów i odmian człowieka mogła uczynić współczesnym i potomnym zrozumiałym. Łączyły się w nim jak w Zygmuncie przymioty wielkie z równie poczwarnemi wadami, tak jakby jedne na drugie wcale nie oddziaływały.
Na stan swój uczony, miłujący naukę, wykształcony tak, że o początkach narodu swojego mógł pisać, wrzekomo pobożny tak, że zamierzał odbyć pielgrzymkę do Grobu Pańskiego, choć trudno było rozsądzić, czy go tam religia, czy duch awanturniczy popychał, Eryk zarazem był największym łupieżcą i zbójem w domu, a królem najsroższym i najokrutniejszym, choć prawodawcą być zamierzał, a szczęście albo raczej żona dopomogła mu dokonać wielkiego dzieła unii dwu skandynawskich narodów.
W podróży do Polski i do Węgier, z przepychem i znacznemi kosztownościami przedsięwziętej, wioząc za sobą srebrne i złote stołu zastawy, wcale się nie obawiał niczego, nie prosił o glejty,