Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sonka spojrzała za odjeżdzającemi wzrokiem chłodnym, a pozostawszy z dworem swym, wesołości nie straciła.
Nie chciała tylko sama wjeżdżać do Krakowa, ani bez Jagiełły znaleźć się na zamku w obec córki jego, a całego zastępu obcych ludzi, oczekujących tam na nich z Brandenburczykiem i posłami.
Podróż więc stosowano tak do łowów Jagiełły, ażeby mógł się połączyć z orszakiem Sonki, która u boku jego chciała się ukazać panom polskim.
Jagiełło, posłuszny żonie, zjechał się z nią w czas i przystroił do uroczystego wjazdu.
Były to pierwsze dni wiosenne... W Krakowie z ciekawością, lecz z niezbyt chętnym usposobieniem oczekiwano Rusinki. Duchowieństwo tego czwartego małżeństwa się lękało, w Sonce widziano Witolda siostrzenicę, a jemu nie dowierzano i lękali się go wszyscy.
Król jechał czując to, że go nie przyjmą z temi okazami radości, jakie niegdyś mu towarzyszyły... Czuł się niemal winnym i potrzebującym przebaczenia...
Prowadził żonę, wziętą mimo woli narodu, która nie była koronowaną jeszcze, więc nie królową, ale króla małżonką. Sonka domyślała się tego, lecz nie okazała trwogi, ani upokorzenia, zdawała się wyzywać śmiałością swoją.