Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojna wymagały z Witoldem narady, nie wspomniano o Sonce. On też nie tykał drażliwego tego przedmiotu, patrzał tylko i czekał.
Przed wieczerzą sam książe zagaił, bo mu już było pilno wyjść z niepewności.
— Swaty moje — odezwał się do Oleśnickiego — jak widzę, miłe są Jagielle. Sonka mu się podoba, dlaczegoby się żenić nie miał?
— Chcę się ożenić! — dodał Jagiełło.
— My nie radzimy i zgody naszej na to nie będzie — spokojnie rzekł Zbyszek. — Pan nasz miłościwy wie dobrze, bośmy o tem niejeden raz z nim rozmawiali, dlaczego nie pochwalamy tych ślubów spóźnionych.
Oprócz innych powodów, mamy i ten, że Papież ich nie dopuści... to wola jego...
— Papieża przebłagamy — rzekł Witold.
— Naprzód więc Ojca Św. by należało pytać i pozwolenie jego mieć — przerwał Oleśnicki.
Król z siedzenia się poruszył.
— Do Rzymu słać! czekać!! Jam stary, ja czasu nie mam! wiecie ile potrzeba miesięcy nim posły z tego Rzymu powrócą.
— Miłościwy panie — rzekł Zbyszek śmiało — czekać na pozwolenie, jak mówicie, ze starzy jesteście, a do ożenienia nie czujecie się za starym?
Z gniewem odwrócił się król od niego i nie dał odpowiedzi.
— Żaden z biskupów naszych — dodał Ole-