Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kłaniając się Jagielle trwożliwie patrzano na niego.
W podworcu pozsiadali z koni, a tu służba z pochodniami stała... Księżna Julianna strojna wielce, sztywna, blada, witała też w progu króla, wiodąc go do wielkiej sali, na której olbrzymim kominie ogień płonął ogromny.
Jagiełło wiódł oczyma niespokojnie witając ją, bo się spodziewał w jej orszaku Sonkę zobaczyć.
Księżna nie wzięła jej z sobą.
Oczyma pytał król Witolda, sądząc, że między pannami za Julianną idącemi się kryła, lecz książe głową mu dał znak, ażeby tu jej nie szukał.
Czekały już przybywających stoły nakryte dla dworu osobno, a w bocznej komnacie dla Jagiełły i Witolda.
Tu mogli być sami, a choć drzwi do sali stały otworem, rozmówić się nie słuchani. Księżna Julianna nie wieczerzała z nimi... Nie śmiejąc pytać o Sonkę, a żądny ją zobaczyć, król spoglądał na Witolda, dla którego wzrok ten był zrozumiałym.
Niespokój króla dobrze wróżył.
Gdy zasiadali do mis, Witold rzekł z cicha...
— Po wieczerzy!