Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przewidywał opór i dąsanie się księżnej Julianny, zmuszonej wieźć z sobą nielubioną księżniczkę, aby jej ułatwić wywyższenie, któremuby raczej zapobiedz chciała.
W tem jednak, jak we wszystkiem czego Witold chciał i co nakazywał, ani ona, ni nikt mu się opierać nie mógł...
Zapowiedział żonie, aby z dworem swym i Sonką, razem z nim do Trok jechała. W milczeniu nadąsanem księżna wysłuchała rozkazu.
Witold poprzedził je na zamek, na którym nawet dla króla i licznego jego dworu zbyt wielkich przygotowań nie było potrzeba. Liczny tylko orszak wyżywić, było ciężko, ale Wilno miało zapasy, a wieśniacy wozy i sanie na skinienie.
We dnie jeszcze w wigilią nowego lata nadbiegł goniec króla poprzedzający... Witold rad go dobrze usposobić dla siebie, na spotkanie wyjechał. W mili od Trok spotkali się na gościńcu i z koni zsiadłszy uściskali.
Król nie miał z sobą wielkiego dworu, kilku zaledwie panów mu towarzyszyło, lecz pomiędzy nimi był nieodstępny Oleśnicki.
Zobaczywszy go Witold, mimowoli się zżymnął. Spodziewał się, że Jagiełło choć tyle mieć będzie mocy i zręczności, aby mu nie dać jechać z sobą, gdy... miał być tylko zawadą.
Przywitał jednak przeciwnika uprzejmie, nie ukazując mu chmurnego czoła.