Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młode dziewczę będzie śmiało stawić mu opór i nie pójść za wolą jego.
Księżna Julianna go przestrzegała, ale napróżno. Nawykły z nią staczać boje i przeciwić się jej tak jak ona mu się stawiła opornie, śmiał się z jej pogróżek.
— Ale ty nie znasz tej gadziny, którą na swych piersiach wychowałeś — powtarzała — to dziewczę chytre i mściwe... Jemu wierzyć nie można! ona cię zdradzi!
Witold śmiał się i mówić o tem nie dawał. W oczach jego Sonka była słabą istotą, która siłę swą od niego czerpać musiała, na nim się opierać. Niechęci dla pięknej dziewczyny przypisywał książe te wróżby, z których się naśmiewał.
Nie uderzyło go to nawet, że Sonka dawniej mówna, wesoła, trzpiotowata z nim, nagle stała się poważną i milczącą.
Dziewczę kryło w sobie, co myślało i czuło, zwierzając się tylko Femce, która z obawy, aby nie przeniknięto jej, usta zamykała.
Gdy przybycie do Trok ku nowemu latu zapowiedziano, Witold rozmyślał tylko, jak ma Sonkę Jagielle wskazać, bo nie poco innego król tu ściągał... Sprowadzić ją do Trok, czy Jagiełłę przywieść do Wilna?
Pierwsze zdało mu się dogodniejszem, chociaż drugie łatwiejszem było...