Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zerwaną na krótko rozmowę, Jagiełło na nowo począł.
— Chwalą ją, że dobrą i łagodną jest.
— Trudno o tem sądzić — rzekł Oleśnicki — lecz że śmiałą jest, o tem wiem, a muszę dodać, co mi każe sumienie, że małżeństwu przeciwną nie będzie.
Król w szerokie dłonie uderzył i na głos się śmiał, oczyma pomrugując. W tem Oleśnicki rad na co innego zwrócić uwagę, o Witoldzie rozpoczął, o jego zamysłach podbojów na Rusi, o wiązaniu się niedobrem z Krzyżakami...
Ze spuszczoną głową słuchał milczący już Jagiełło posępnie. Wiedział, że Oleśnicki nie lubił Witolda i spełna nie dawał wiary temu co mówił, posądzając go o przesadę. Nie sprzeciwiał się jednak napróżno.
Trzydziestokilkoletnie panowanie w Polsce oswoiło go już z położeniem, z granicami władzy i z ludźmi co go otaczali... Wiedział Jagiełło, że sam jeden nie przemoże szlachty i panów, którzy swoich praw pilno strzegli, starając się o rozszerzenie ich, a nie dopuszczając najmniejszego zamachu na ich ścieśnienie. Wyrzekł się dawno myśli o tem, i płynął z prądem, któremu oprzeć się nie mógł. Niekiedy udawało mu się kupić sobie stronników, zcicha popierających go, ale i ci, jak biskup Jastrzębiec, głośno przeciw pp. senatorom i radzie nie śmieli wystąpić.