Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dworzanin na probostwo Św. Floryana biegł, pozywając Zbyszka na zamek...
Kożucha podróżnego nie zrzucając czekał Jagiełło niecierpliwy, nie zdradził się jednak i prałatowi mówić dał naprzód o poselstwie.
— Sonkę widziałeś? — zapytał wytrzymawszy nieco.
— Niejeden raz, miłościwy królu — odezwał się zimno Oleśnicki. — Młodą jest do zbytku, a i piękną do zbytku może...
Jagiełło parsknął.
— Ksiądz jesteś! — rzekł.
— Tak, — odparł szorstko Oleśnicki — ale i świeccy ludzie to przyznają, że wielka piękność niewiastę rychlej psuje niż lepszą czyni. Robi ją dumną, płochą często, a w kadzidłach się miłującą.
Nauki tej moralnej król zdawał się nie chcieć słuchać.
— Kiedym z Granowską się żenił, — zawołał — coście prawili? że stara i brzydka? Teraz gdy Sonkę chcę wziąć, mówicie, że młoda i piękna. I to złe, i to złe, jakże tu wam dogodzić?
— Byłby na to sposób, gdybyś miłość wasza wcale o małżeństwie nie myślał — odezwał się Oleśnicki. — Nie jest ono potrzebne...
— Wam! — przerwał król gwałtownie — a ja nie dla was się żenię!!