Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mienia, a dworzanin bardzo zręcznie, niepostrzeżony do izby jej pospieszył.
Sonka już była na to przygotowaną. Przystroiła się tak, aby Hincza mógł piękność jej podziwiać i gorąco ją królowi opisać. Ledwie wśliznąwszy się miał czas kilka słów do Femki przemówić młody dworzanin, gdy z kłębuszkiem wełny i iglicą, jakby szukając piastunki w pomoc sobie, ukazała się na progu księżniczka.
Ponieważ nie miała na sobie płaszczyka, tylko obcisłą sukienkę, mógł więc zdumiony pięknością jej Hincza, nietylko przypatrzeć się ślicznej twarzy, ale i dziewiczą tę kibić jak utoczoną, zręczną, gibką, silną — podziwiać. Stanął jak osłupiały, bo choć wiele kobiet w Krakowie i Polsce widywał pięknych, tak książęcej i pańskiej postaci w życiu nie oglądał.
Dziewczę, zobaczywszy go, niby przestraszone i zdziwione, uczyniło krok jakby się cofnął chciało, ale Femka półgłosem uspokoiła ją i wskazując Hincze, opowiedziała, że komornikiem króla Jagiełły był, a przyszłej swej pani radby czołem uderzyć.
Zuchwały zwykle Działosza, na ten raz stał trochę onieśmielony, ale to trwało krótko. Olśniła go piękność, ośmielił uśmiech łagodny.
Zawahawszy się nieco, bo srom niewieści okazać jej wypadało, Sonka spojrzała na Hinczę i poczęła miłym głosem...