Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Westchnęła i spojrzała wyraziście na Oleśnickiego, a wejrzenie to znaczyło.
— Weźcie mnie ztąd.
Po chwili namysłu zaszczebiotała niecierpliwie.
— Być może, iż wuj dlatego mnie wam daje, ażeby miał przy królu sługę swoją. Zgaduję w tem myśl jego, ale, że ona i wam przyjść może, pilno mi powiedzieć było wam, że niczyją sługą nie będę, a komu wiarę poprzysięgnę, temu jej dotrzymam...
Zawierzcie mi — dodała z wyrazem wielkim... Stary król mieć będzie we mnie przyjaciela nie wroga...
To rzekłszy Sonka, obejrzała się trwożliwie za Femką i odstąpiwszy krok, dała wyjść naprzód z kościoła Zbigniewowi, który po chwili namysłu, pozdrowił ją, na zamek wracając.
Ona pozostała tu chwilę jeszcze, chciała aby wprzódy Oleśnicki doszedł do dworca.
U drzwi izb, które on zajmował, zebrali się jego orszaku dworzanie, a dowiedziawszy o tem, że przeznaczona na królowę pani do kościoła poszła, ciekawi widzenia jej, przygotowali się zajść drogę, gdy będzie powracała i przypatrzeć się przyszłej swej pani.
Pomiędzy tą młodzieżą był z dworu Jagiełły, Hincza z Rogowa, z tych co w herbie rogi jelenie i krzydło sępie noszą, a zawołanie mają Działosza. Ojciec jego tegoż nazwiska do Litwy po