Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zalecać ją, jako piękne i miłe dziewczę! nie podobaż się wam ona?
— Nie mogę zaprzeczyć, że urodziwą jest bardzo — odrzekł Zbyszek — lecz i młodą nadto dla króla...
— Postarzeje rychło, jak one wszystkie, bo to im kraśniejsze tem prędzej więdnieje — rozśmiał się Witold.
Więcej dobyć z siebie nie dał Zbyszek, choć, Witold szeroko o księżniczce prawiąc, mocno ją zalecał...
Jak księżna Julianna tak i Sonka były greckiego obrzędu obie, lecz Witold ochrzczony i do kościoła rzymskiego przyjęty, w dnie świąteczne i przy znaczniejszych obrzędach do kościoła na na zamku uczęszczał, one też mu towarzyszyć musiały. Niekiedy i przez ciekawość szły się przypatrywać obrządkom katolickim, w świeżo wzniesionej świątyni.
Ściśle spełniający swe obowiązki duchowne Zbigniew, nazajutrz rano udał się naprzód dla odprawienia mszy do katedry.
Jakim sposobem potrafiła wymknąć się z Femką tylko sama jedna księżniczka i znaleźć na tej mszy, tego wytłumaczyć nie umiemy. Spostrzegł ją w czasie nabożeństwa Zbigniew, a gdy po niem miał, pomodliwszy się na zamek wracać, niemało zdziwił, spotykając dziewczę w kruchcie kościoła, jak gdyby oczekujące.