Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było króla, któryby nad Jagiełłę żywiej się poruszał i nieustanniej po wszystkich ziemiach i miastach z kolei obozował. Każdego niemal roku widywała go Ruś, Wielkopolska, Mazowsze, Sandomierskie i często zjazdy szlachty zwoływano do małych mieścin, aby mu z pobliskich łowów łatwiej na nie zjechać było.
Witolda wojna tylko lub jakiś cel naraz ważny potrafił wyrwać z Wilna i z ulubionych Trok, król polski był prawdziwym koczującym królem, którego namiętność łowiecka wyganiała w coraz nowe ostępy...
Całe wozy i całe statki naładować soloną zwierzyną i słać je w podarkach, było dla niego największą rozkoszą. Miasta, magistraty, biskupi, wielcy urzędnicy, klasztory otrzymywały prawie corocznie te dary, a jeżeli wojna była przewidywaną, król polował dla wojska...
Rozpytywał więc Witold uśmiechając się o powodzenie tych wypraw myśliwskich, o których Zbyszek niebardzo wiedział...
Lecz gdy pozostali sami, poseł nie zwlekając, oznajmił z czem przybywał.
— Ulegliśmy żądaniu króla wszyscy — odezwał się otwarcie — chociaż zamiaru jego ożenienia nie pochwalamy; przybywam z polecenia jego, aby widzieć i poznać tę, którą to wasza miłość przeznaczasz dla mego króla.