Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzić nie powinien... chcę mieć żonę i rodzinę; sam jestem! sam!
Biskup się skłonił i jakby mu pilno było ujść od nalegań, co rychlej za próg ustąpił.
Gdy się to działo, Cebulka na uboczu siedząc, nie rad się pokazując, nie dając wiedzieć o sobie, patrzał i słuchał. Ani przybycie Oleśnickiego, ani odwiedziny biskupa oka jego nie uszły...
Późno w noc, gdy już król leżał na łożu swem w sypialni, i kaganek tylko nocny w rogu jej zapalony, izbę oświecał, Jagiełło z dwóch komorników swych, którzy u drzwi jego sypiali, jednego wyprawił po Cebulkę...
Obu potem precz do sieni oddalić się kazał.
Na palcach, ostrożnie wsunął się pisarz aż pod łoże królewskie. Jagiełło sparty na jednej ręce, oczekiwał na niego.
— Jutro jedź z powrotem — rzekł niespokojnie — listu nie trzeba, Witoldowi powiedz, że ja Sonkę przyjmują z jego ręki, a co panowie na to powiedzą, radzi będą czy nie, nie dbam!!
Wyraz ten wymówił z niezwykłą siłą.
— Ale tym królikom trzeba okazać choć, że oni też coś mogą! Ja swoje uczynię, a ich pogłaskać muszę.
Rychło więc poślę tam Zbyszka na oględziny, aby Sonkę widział sam i rzekł mi jaką ona będzie królową.