Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co to wspominacie — rzekł zafrasowany Jagiełło... Przeszło to wszystko.
— Ale nauka została — dodał Jastrzębiec.
— Potomka nie mam — odezwał się król prędko... Pragnę go mieć, ożenić się chcę i muszę...
Biskup na tak stanowczo wyrażoną wolę króla, nie powiedział nic, dwuznacznie głowę pochylił, jakby się jej poddawał.
— Wprost wam wyznam wszystko — ciągnął dalej król — Zygmunt mnie swata, a z jego ręki wy się boicie żony, no, to od Witolda siostrzenicę, Rusinkę gdy wezmę, cóż macie przeciwko temu?
Zdumiał się biskup tak jak wprzódy Oleśnicki.
— Miłościwy królu — odezwał się do długim namyśle. Ja ani radzić wam, ani odradzaćbym nie chciał. Nie widzę złego w ożenieniu, lecz i dobrego nie widzę, wiek wasz podeszły, papież, ojciec nasz zakazał wam powtarzać śluby...
— Papież mi pozwoli! — wykrzyknął król — do Rzymu poślę, rękę jego pocałuję...
Milczał już Jastrzębiec — ale twarz jego smutkiem się oblokła; król czekał nadaremnie odpowiedzi.
— Nie przeciwicie się? — zapytał.
— Duchownym jestem — odparł zwolna biskup — pod władzą rzymskiego papieża zostaję.