Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Lecz, jak rycerz podbojów i panowania chciwy — wtrącił Zbyszek.
— Sonka dla mnie stworzona na żonę — ciągnął przebojem już idąc król... Nasze Rusinki za kratą się chowają, zamknięte... Świata nie widzą, zabaw nie lubią, skromne są i pobożne... nie tak jak wasze, chciwe wesela i śmiechu niewiasty. Takiej mnie właśnie potrzeba...
— Lat ma ile? — zapytał Oleśnicki.
Król mruczeniem tylko mu odpowiedział.
— Pół wieku różnicy, miłościwy królu, jeżeli się nie mylę — podchwycił Zbyszek — któżby wam dobrze życząc radził małżeństwo takie, gdy wszelkie nawet ze starszą, niepotrzebne a grzeszne.
— Wolisz więc, bym miłośnice miał? — podchwycił żywo Jagiełło.
Oleśnicki ramiona podniósł i odstąpił kroków kilka nie dając odpowiedzi.
Nowa ta myśl króla, zrodzona z pod szeptu Witolda, zdawała mu się groźną, pilno mu było rozwiedzieć się, rozsłuchać i uzbroić przeciwko niej. Wstał więc Zbyszek i nie wznawiając rozmowy o tem, króla pożegnał.
Jagiełło idąc oczyma za nim, nie zatrzymał go, został sam. W myśli już szukał sobie sprzymierzeńców przeciw Zbyszkowi, którzyby popierali ożenienie...