Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bom ja jej nie widział od dziecka... Liczko jakie? a oczy?
Cebulka zwolna opisywać zaczął, znając króla, że mu piękność niewieścia nigdy obojętną nie była. Słuchał Jagiełło ciągle wesół, aż się zachmurzył nagle.
— Taka jak ta pierwsza, co jej pierścień na palcu noszę — westchnął — taka jak tamta nie będzie...
— Miłościwy królu, ci co ją i tamtą widzieli — rzekł Cebulka — poświadczą, iż jej nie ustąpi, a weselszą jest, czego wam potrzeba, abyście po trudach mieli rozrywkę i wytchnienie przy niej.
— A zdradzi mnie i ta? — wtrącił nagle król, wspomnieniem jakiemś zachmurzony. — Jam stary, ona młoda, ludzie na piękność chciwi.
Potrząsł głową.
— Miłościwy królu — odezwał się Cebulka — Rusinki znacie, one tego nie czynią. Wychowane są zdala od ludzi, w teremach zamknięte, bojaźliwe i skromne...
Milczał Jagiełło trochę.
— Z tem Witold posłał was? — spytał.
— Z jednem tem, bo książe szczęścia waszego pragnie i radby was widzieć na starość...
— Jam nie stary — zamruczał król — ale o tem pomyśleć trzeba. Sonka!! Sonka!! Pra-