Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa, Sonka zwolna wysunęła się z jadalni, a drzwi ledwie się za nią zamknęły, gdy drugie uchylono niecierpliwie, niewieścia głowa wyjrzała przez nie i księżna Julianna, która na podsłuchach stała, wtargnęła niespokojna.
Na widok jej namarszczył się Witold, domyślając, że rozmowę z Sonką musiała u drzwi pochwycić.
Księżna była słusznego wzrostu, ani młodą ni starą, średnich lat, niegdyś dosyć pięknych rysów, dziś twarzy zwiędłej i charakter zgryźliwy zapowiadającej niewiastą. Chciała jeszcze być piękną, a właśnie to staranie, strój zbyt wykwintny, wyraz zbyt dziewiczy, który sobie nadać usiłowała, czyniły ją niemiłą.
Starała się też o rzecz niemożliwą, bo o panowanie nad mężem, który przy każdem z nią starciu rozjątrzony, zwykle na przekór jej postępował. Kończyło się to na łzach i na czekaniu.
Sonka, którą Witold lubił dla jej piękności i wesołości dziecięcej, znienawidzoną była przez Juliannę.
Pewnie chętnie za kogokolwiekbądź wydać ją i pozbyć się z domu, było najgorętszem jej pragnieniem, ale widzieć ją królową, gdy ona sama była tylko wielką księżną i być zmuszoną uchylić przed nią czoła, tej myśli znieść nie mogła.
Gwałtownie, z oburzeniem malującem się na