Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścionki, jeśli nie na to, by ją mężczyznom dawały? Cicho było dokoła, słuchano i czekano co dalej powie Mecha, ale ta spuściwszy oczy szeptała coś sama do siebie, czy do niewidzialnych duchów — i nie prędko głowę podniosła.
Twarz się jej całkiem zmieniła.
Wstąpiła w nią siła wielka, tak że dziewczęta od jej wzroku rozstąpiły się ze strachem.
— Męża tobie wkrótce swatać będą — mówiła proroczym duchem natchniona... A będzie swatał cię taki, coby może rad sam wziął, gdyby mógł... Koronę ci włożą na czoło i panować będziesz, a łzy tobie ona wyciśnie. I swat się wrogiem stanie. Nieszczęśliwa będziesz i szczęśliwa... Królom matką, po królach sierotą, we łzach krwawych złocony chleb pożywającą niewiastą...
Wlepiła w nią oczy, długo patrzając, i sama do siebie mrucząc coś niewyraźnie.
— Po co tobie pytać mnie było i ból ze mnie wyciągać? Nie mogę ja dać nic, tylko to, co mi duchy przyniosą. Nie mam swojego nic, nie wiem sama nic... Płynie wszystko zdaleka...
Zamknęła sobie usta dłonią chudą, pokłoniła się i zawróciwszy, żywo iść poczęła ku bramom.
Dziewczęta stały wszystkie jak wryte, a księżniczka, której lice się paliło, powtarzała cicho