Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! jabym bardzo chciała, żeby mi kto kiedy powróżył — dodała czarnobrewa. — Na prawdę, Femko. Nie umiesz ty? Jam taka mojej przyszłości niecierpliwa i ciekawa.
— Ona tylko Bogu wiadoma — odparła Femka, a przyjdzie aż nadto rychło... Co przeznaczone nie minie.
Wtem jedna z towarzyszek księżniczki zbliżyła się do huśtawki.
— Do wróżenia — odezwała się z minką poważną, w której się głęboka wiara malowała — niema jak ta stara Mecha. Ona! co tylko której przepowiedziała, wszystko się ziściło.
— Mecha? a gdzież tej Mechy szukać? — westchnęło dziewczę. — Dałabym jej chętnie podarek...
Spojrzała po sobie, pomyślała i uśmiechnęła się gorżko, może przypomniawszy, że niewiele co dać mogła.
— Gdzie jej szukać? — wtrąciło żwawo dziewczę. — Mecha teraz zawsze siaduje pod kościołem. Wszyscy na nią mowią, że poganka jest i że dlatego tylko od drzwi kościoła nie odchodzi, bo tam dawniej ten ogień wieczny się palił, któremu ona posługiwała. Poganka nie poganka, ona wszystko wie, czyta w wodzie, z twarzy, z ręki jakby z pisma klecha.
Księżniczce aż rumieńce wystąpiły na twarzyczkę.