Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 295.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznik, a na nim mały Chrystus ukrzyżowany, dar zapewne uczyniony mu przez kogoś, bo rzeźba była kosztowna i piękna. Stary ukląkł, złożył po nad głową ręce i modlił się czy dumał w myślach zatopiony długo, rozpoznać było trudno...
Szelest w korytarzu wiodącym do jego mieszkania rozbudził go. Przeżegnał się i powstał. Drzwi się rozwarły i w towarzystwie duchownego, który ją zapowiedział, weszła krokiem powolnym, zakwefiona cała, poważna, słusznego wzrostu niewiasta. Czarna zasłona z czoła spadała jej na twarz białą i bladą, wśród której ciemne, pełne ognia jeszcze, świeciły oczy...
Mistrz Henryk nizko się skłonił przed nią, stając w pokornej postawie na rozkazy.
— Przychodzę was spytać o losy synów moich — odezwała się głosem mężnym przybyła. — Powinnam je znać, aby do nich moje i ich życie zastosować... Bóg dał wam naukę i dar proroczy...
Umilkła. Mistrz Henryk chwilę, jakby ducha skupiając, stał także milczący.
— Nauka ludzka — rzekł — niewiele waży, jeśli ją nie wesprze moc Boża, a światło z niebios niezawsze spływa, bo człowiek niezawsze go jest godnym...
Zatrzymał się wzdychając ciężko...
— Pozwólcie mi spytać — odezwał się nie-