Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 293.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapobiedz i złagodzić to, co go czeka... Serce macierzyńskie czuwające nad dziećmi...
Mistrz Henryk nie dał dokończyć mówiącemu.
— Czegóż się wy odemnie dowiedzieć chcecie? — zapytał. — Ja wam tylko to, czego mnie gwiazdy nauczą powiedzieć mogę... One są nieubłagane... A jest-li to z pożytkiem dla człowieka, gdy zawczasu zna przyszłość swoją? Gdyby opatrzność widziała z tego korzyść i potrzebę dla nas, czyżby nas władzą tą nie obdarzyła?
— Wszystkim jej dać nie mogła — odezwał się duchowny — boć dzieciom się nożów nie daje; ale niektóre umysły i ludzi wybranych ubłogosławiła widzeniem przyszłości... Czemużby tym darem się nie podzielili??
Stary uczony westchnął.
— Niewiasta owa, chce was widzieć i mówić z wami — dodał nieznajomy — ale tak, aby o niej nie wiedziano...
Zamyślił się mistrz Henryk.
— Słyszałem — dodał gość — iż pożądacie mieć rękopism pewien, o którym rektor uniwersytetu opowiadał, iż ma kilka kop groszy kosztować. Mogę wam zapewnić nabycie jego dla was w Wenecyi, jeżeli prośbie mej nie odmówicie.
Słysząc to zadrgał cały mistrz Henryk, ręce podniósł i o mało nie uścisnął mówiącego.