Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 290.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i miseczki gliniane z kośćmi od ryb, resztkami kaszy, okruszynami chleba...
Wśród tego nieładu pozornego, którego żadna ręka profana tknąć nie śmiała, mistrz Henryk jeden był jak w domu. Wiedział on o każdym świstku, o najmniejszym złomku, nawet o kartce, na której czytać przestał i założył ją znakiem...
Przybywający tu, nie wyjmując chłopaka paupra, który służył mistrzowi, musieli się trzymać przy progu, a nie wkraczać dalej w ten labirynt stolików, pulpitów, półek i skrzynek, których tykać nikomu nie było wolno.
Uczony nie lubił też gości i natrętów, każda chwila była mu droga, bo od tych, co się cisnęli, nic nauczyć się nie mógł. Nieuniknionem jednak sławy następstwem było, że często do drzwi jego stukano. Znaczniejsze rodziny rade mieć były horoskopy nowo przybyłych na świat, a mistrz Henryk nietylko za biegłego astrologa uchodził; utrzymywano, że ten stan ducha, w jakim ciągle zostawał, wyrobił w nim dar proroczego jasnowidzenia... Chociaż mniej to sobie cenił, znał też chiromancyę i naukę wróżenia z ręki, na której także charakterami nie dla wszystkich czytelnemi, losy człowieka wypisane być mają.
Niewiele obcując z ludźmi, miał też znakomitą władzę poznawania charakterów z twarzy, i rzadko go zawodziło wrażenie, jakie one na nim czyniły.