Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 289.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w księgach, a to co one podpowiadały, przyjmowano z poszanowaniem nie poddając krytyce. I mistrz też Henryk, zamiast w niebo i na ludzi, patrzał i zagłębiał się w księgi.
Był to człowiek już stary, ślęczeniem nad rękopismami zgarbiony, z twarzą pargaminową, z oczyma wpadłemi, światu obcy, zatopiony w sobie i pisanej mądrości.
Nie dostatni, wszelki grosz jaki miał, obracał na nabywanie rękopismów, których naówczas wszyscy żądni byli, które przepisywano, przepłacano jak za relikwie i klejnoty.
Biedak powtarzał często przysłowie stare: Sprzedaj płaszcz a kupuj książki (Vende pallium, eme libros), ale płaszcza nie miał nawet do sprzedania i od ust sobie odejmować musiał.
Mieszkanie jego nosiło na sobie wszystkie cechy pracy ówczesnej, encyklopedycznej, nieuporządkowanej, plądrującej we wszystkich sferach za jakimś światła promykiem.
Stosami leżały rękopisma najrozmaitszej treści, obok nich astrolaby, w słojach zachowane poczwarne istoty, wypchane zwierzęta, skóry ściągnięte z nich, zasuszane kwiaty, przepisywane formuły różnych tajemnic...
A że mistrz Henryk nie miał jak dwie izby, a w tej, w której pracował, przynoszone mu obiady spożywał, bo do wspólnego stołu rzadko mógł zasiąść; wśród rękopismów widać też było