Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 275.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ubrał się więc co prędzej i pospieszył do gospody, którą przy zamku mieli.
Znali go dobrze książęta z tych szaleństw, jakie dla pięknego dziewczęcia wyprawiał i śmiano się po trosze z synowca arcybiskupa, który nad miarę tracił, nosząc się z nadzieją pozyskania ręki księżniczki.
Ostatni jego czyn, napad na Orzelec, choć sporo grzywien mu przyniósł, nie poprawił sławy...
Chciał Dersław sam na sam widzieć się z księciem Bolesławem, ale ich wszystkich zastał razem, na bardzo ożywionej rozprawie.
Chmurni byli książęta. Zniewoliła ich wprawdzie królowa i biskup, że przy młodym królu stanęli, lecz do końca mieli jakąś nadzieję, że koronacya rozchwiać się może.
Teraz gdy ona przyszła do skutku, wszyscy czuli się, nie przyznając, odarci z tajemnej nadziei jaką żywili... Śmieli się przy uczcie na zamku, lecz smutnemi oczyma spoglądali po sobie.
Bolko był szczególniej zrażonym.
Gdy Dersław kłaniał mu się, wybuchnął właśnie, do Ziemowita się zwracając.
— Cóż myślicie? Biskupom my ustąpić mamy?
Dersław drgnął posłyszawszy, nie zrozumiał o co chodziło.