Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tychmiast z nim iść do kościoła, gdzie oddawna wszystko przygotowanem było...
Scena zaprawdę dramatyczna, a jedyna może w dziejach, odegrała się w tej chwili na Białej sali...
Spytek wściekły, widząc się opuszczonym przez wszystkich, z pięściami pościskanemi, nogami bijąc o ławę, po nad głowy przechodzących miotał obelgi... Bezsilny gniew jego wyrażał się w sposób grubiański, dziki, oszalały... Strasz mu dopomagał. Miotali się tak napróżno. Zbąski, nie opuścił stanowiska, stał i patrzał, lecz milczał...
Żaden z przechodzących nie zwrócił nawet oczów, nie dał poznać po sobie, że słyszał łajanie Spytka i klątwy Strasza.
Przyszła nakoniec kolej na Jana z Oleśnicy marszałka, przejść pod tą burzą obelg, a potrzebował cierpliwości prawdziwie nadludzkiej, aby nie rozpocząć kłótni, znieść nie obracając się, jakby nie słysząc, co Mielsztyński dla niego przeznaczył.
— Słuchaj ty, Głowaczu, ty naszych swobód szlacheckich i praw kacie, oprawco... siepaczu... ty służalcze klechy... ty rabie plugawy... Myślisz, że ci to ujdzie bezkarnie... Gwałcicielu... Tchórzu podły... Jeźli masz odwagę... wyjdź, zmierz się ze mną. Jam gotów życie dać za prawa