Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zać wzruszenia, jakiego doznawał. Spojrzeć w tę stronę, gdzie się stojącego synowca spodziewał, nie śmiał.
W tem drzwi za tronem otwarły się, powstali wszyscy, weszła w żałobie, w długich zasłonach, z powagą i smutkiem, blada królowa. Chciała być mężną, ale się pod nią chwiały nogi. Obok niej szli dwaj synaczkowie... Za nią czterej książęta mazowieccy.
Już to, że oni jej towarzyszyli miało znaczenie...
Chwila milczenia nastąpiła...
Biskupi naradzali się między sobą...
Zagaił słabym głosem Wojciech gnieźnieński, wzywając senatorów do głosowania...
Zaledwie skończył mówić powstała królowa i postąpiła naprzód kroków kilka... Cisza wielka panowała w sali...
Zaczęła mówić głosem tak cichym w początku, iż najbliżsi zaledwie usłyszeć ją mogli...
Prosiła wszystkich zgromadzonych, aby dotrzymując słowa danego nieboszczykowi królowi, jednego z synów jej na następcę po nim wybrali. Za dotrzymanie wszelkich zobowiązań i potwierdzenie przywilejów po dojściu do małoletności, ofiarowała porękę swoją i książąt mazowieckich...
W końcu tego przemówienia, które niełatwo jej przyszło, podniosła oczy ośmielona nieco, po-