Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

korony popierać, inni z cicha Ziemowitowi myśleli powierzyć nad małoletnim opiekę.
Na zamku, w mieście, w dworcu biskupim ruch był, zajęcie wielkie, niepokój; a choć Oleśnicki ze zwykłym spokojem patrzał z góry na to, co w koło nurtowało, ruszało się, szemrało i groziło, królowa w śmiertelnej trwodze liczyła godziny, dzielące ją od koronacyi.
Była ona postanowioną, zdawała się pewną, a w ostatniej chwili coraz to mniej spodziewane podnosiły się przeciwko niej głosy i rodziły wątpliwości. Nawet w kole senatorów, nawykłych iść za skazówkami Oleśnickiego, znajdowali się przeciwnicy...
Królowa Sonka modliła się i płakała. Przez cały dzień trzymała przy sobie syna starszego, zawsze w pogotowiu prowadzić go, polecać, okazywać wszystkim i prosić za nim.
Posłańcy z zamku biegali ciągle na biskupstwo, do miasta, przynosząc to pocieszające, to trwożące wieści.
Hincza, który tu czuwał, wiedział o każdym obrocie Strasza, śledził wszystkie jego kroki; nie było mu tajnem, że on, Spytek i Dersław, przy pomocy swoich przyjaciół, mieli wywołać opór stanowczy. Lecz nie tyle może obawiano się tych niespokojnych ludzi, nie mających znaczenia, a osławionych jako husyckich sprzymierzeńców, co kilku siwych głów, w radzie senatorskiej od-