Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 225.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spytek z Mielsztyna może go jeszcze butą i rozpasaniem przechodził, i wziął po ojcu zarówno dzielność wielką, jak dumę i pewność siebie niezmierzoną. Sądził się on, syn tego, co dwudziestu nie mając lat, był panem krakowskim, godnym dostojeństw najwyższych. Gorącej krwi, pychy nieugłaskanej, bogaty, młody, mężny, sądził, że stając na czele ludzi równie śmiałych i na wszystko się ważących, całym może wstrząsnąć krajem i co najmniej, zmusić królowę i senatorów do układów i zwrócenia mu stanowiska, do którego przeznaczonym się sądził.
Oba wszakże ci przewódzcy, przed chwilą już rokujący sobie zwycięztwo pewne, wiadomością o przybyciu biskupa rażeni zostali jak piorunem. Spojrzeli po sobie, lecz w tejże chwili, zawstydzeni, jeśli nie odzyskali buty, chcieli jeden drugiemu okazać, że jej nie stracili.
Pierwszy Spytek przebąknął.
— Cóż nam do niego? przybył, niech, kiedy chce, siedzi przy kościele i modli się, my o nim możemy nie wiedzieć...
Tuż przy nich stał Strasz, który był niezmiernie czynnym, a nieco dalej staruszek Goworek z Chrobrzan. Człowiek to był szanowany powszechnie, z rozumu słynący, niegdyś wymowny, niemałego wpływu u swoich, którego Dersław i Spytek pozyskać się sobie starali, aby stronnictwu swemu nadać powagę pewną.