Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 219.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dumał biskup zasmucony. Spytał Hinczy o termin zjazdu... i zamruczał, że nawet o konie będzie trudno, bo w pospiesznej podróży z Poznania na śmierć swoje pozamęczał.
— Ja już moje rozsadzić kazałam — odparła drżąca królowa, ręce ciągle załamując. — Ojcze mój, nie opuszczaj nas. Choćby ten zjazd postanowić nic nie mógł, zawsze ośmieli, otworzy do innych wrota, zachwieje tem, co wy z panami senatorami postanowiliście...
Wasza przytomność jedna ocalić nas może. Nieprzyjaciele nasi już o Bolku mazowieckim mówią, za nic sobie mając przyrzeczenia uczynione nieboszczykowi.
Niepokój wycisnął łzy królowej, płacząc zbliżyła się do biskupa, całując ręce jego i prosząc go już łzami swemi. W tej chwili wchodził dziesięcioletni jej syn, na którego skinęła...
Przybiegł i on na rozkaz Sonki, choć nie wiedząc przyczyny, dla której miał biskupa błagać i rękę jego do ust podniósł. Zbigniew był poruszony...
— Ponieważ czas jest krótki — odezwał się — muszę natychmiast iść naradzić się z bratem i z innymi, a proszę miłości waszej, abyście nie trwożyli się nadaremnie. Walka z warchołami jest równie moją jak waszą, wypowiedzieli oni i mnie wojnę, zajechawszy Sławków. Będziemy mieli wiele do czynienia, lecz, z pomocą Bożą