Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No — odezwał się niecierpliwy — macie skarbiec pełen, na ochocie nie zbywa, czas nam począć inną wojnę z biskupem Zbyszkiem i królową. Jam z tem do was przybył. W Poznaniu już koronacyę naznaczyli... a my powinniśmy tego rodu... nie dopuścić do panowania nad nami. Dość go mieliśmy przez długie królowanie Jagiełły!! Wojna przeciw Jagiełłowiczom... pędraków tych... precz... Piasta sobie znajdziemy...
— Bolka! ojca Ofki na tron! — gorąco zakrzyczał Dersław — to dopiero myśl złota. Ja mu koronę dam, on mnie córkę.
— Niech Bolko panuje, niech Dersław, kto chce, byle nie synaczek Sonki — zawołał Strasz. A więc, gospodarzu miły, wy z nami przeciw nim!
— O to i pytać nie potrzebowaliście, bo się zbieram nie na żart; i ja i wielu ze mną. Klechom nad sobą panować nie damy, dosyć ich już mieliśmy.
Kuropatwa odchrząknął.
— Tak, tak — rzekł — na tem waga cała. Nowy porządek zaprowadzić trzeba. Precz z dziesięcinami, dobra im poodbierać, słudzy boży nie potrzebują tych światowych marności. Włosiennicę i dyscyplinę im zostawimy nienaruszoną!
Dersław śmiał się.