Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek police i szafy stanąć mogły, gromadziły się przepyszne złociste, srebrne, miedziane i cynowe naczynia. Jedna izba na zbrojownię wyglądała, cała zawieszona orężem, w innej szkarłatem, aksamitem i złotogłowy okryte siedzenia, nakoniec i rzędy sadzone były poustawiane.
Gdy Strasz z Kuropatwą weszli na zamek, służba liczna a przygotowana na przyjęcie pana, już stoły zastawiała. Dersław zrzuciwszy zbroję i zmieniwszy suknie, w stroju cudzoziemskim, wytwornym jak wszystko cokolwiek nosił, na wpół siedział, wpół leżał w krześle wyciągnięty, kręcąc wąsa i wydając rozkazy. Towarzysze jego stali dworując mu dokoła.
Nie ruszył się na powitanie Strasza i Kuropatwy, ręką tylko dając im znaki.
— Wracam z tęgiej wyprawy i rozprawy — począł śmiejąc się do nich — i choć nawykłem do niewczasu, ale wszystkie kości w sobie czuję.
To mówiąc ręce podniósł.
— Musieliśmy do wojsk stryja arcybiskupa, którym bodaj on sam dowodził, dać ognia!! Była to fatalna konieczność. Nie mogłem go wpuścić do Orzelca, bo by mi skarb swój wydarł, a ja go zaprawdę lepiej niż stary ten grzyb, użyć potrafię.
Daliśmy więc z jedynego działa, strzał pusty, na postrach... i arcybiskup z całem wojskiem swem, z pod murów własnego zamku, pierzchnąć